Martwiliśmy się trochę, ponieważ pogoda była bardzo niemrawa - chłodno i padał deszcz. Obudziłem się w sobotę rano, a za okne pochmurno. Co prawda sucho, ale wyglądało, jakby miało wkrótce padać. Mijał ranek a za oknem niepostrzeżenie pojawiły się promienie słońca. Do czasu rozpoczęcia festiwalu słońce już pięknie świeciło! Co prawda wiał mocny wiatr, ale jego powiew odświerzał i orzeźwiał nas w czasie kirtanu przed wozem Pana Jagannatha.
Jeszcze jednym z powodów naszego uczestnictwa w tym festiwalu było to, że miałem akompaniować na mrydandze Guru Maharajowi podczas kirtanu na scenie. Zapomniałem o tym wspomnieć wcześniej.
Procesja kilka razy okrążyła rynek, zatrzymując się co pewien czas. Cały czas trwał kirtan, który prowadził Tribhuvaneś. Co chwila z wozu podawano koszyki z prasadam (słodycze i owoce) i bhaktowie rozdawali je wśród gapiów. Widziałem, że Igor też brał w tym udział. Cieszę się, że pojechał z nami. To na pewno duża odskocznia od świata, w którym żyje na codzień. Mam nadzieję, że zaszczepi to w nim chęć do poszukiwania i kultywowania wyższych wartości w życiu.

Po zakończeniu procesji muzykańci weszli na scenę i po zapowiedzi Guru Maharaja rozpoczął kirtan. Łapy mnie bolały po graniu przed wozem, a mrydanga napięła się, przez co brzmiała prawie jak beczka po kiszonej kapuście. Trochę mnie to zniechęcało, bo wiedziałem, że efekt nie jest dla mnie satysfakcjonujący. Ostatecznie waliłem w bęben, starając się dotrzymać rytmu i klimatu.

Potem był jeszcze raz nasz kirtan. Rozpoczął GM, a dokończył Tribi. Kurma, trochę go poniosło w pewnym momencie i nastrój zrobił się przedszkolno-kabaretowy.
Cieszę się, że pojechaliśmy ostatecznie na ten festiwal. Wydaje mi się, że się trochę otrząsnąłem z tego "kurzu nagromadzonego przez lata". Najbardziej wzruszyłem się, kiedy, w kirtanie, idąc z mrydangą, odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechnięte oblicza Bóstw na wozie. Pomyslałem natychmiast o Śrila Prabhupadzie, o tym jak on zainaugurował tą tradycję na Zachodzie i jak sam osobiście tańczył przed wozami Jagannatha w różnych miejscach na świecie. Jak wiele wysiłku włożył w to, bysmy my tamtego dnia tak samo tańczyli przed wozem Jagannatha we Wrocławiu. Bez łaski Prabhupada, jak to napisał świetnie Purnaprajna na forum, pewnie siedzielibyśmy przed telewizorem z piwem i kiełbasą w ręce i oglądali mecz lub dzielili nieszczęście z niewolnicą Isaurą.

Wszelka chwała Śrila Prabhupadzie, który poświęcił swoje życie ratowaniu upadłych dusz tego Wszechświata! Obyśmy nigdy nie zapomnieli, jak wiele mu zawdzięczamy!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz